Miesiąc później ja i Draco doszliśmy w końcu do porozumienia i uznaliśmy, że najlepiej będzie, gdy się rozstaniemy. Oczywiście, nie było mowy o rozwodzie, raczej o separacji. Potrzebowałam trochę czasu i najwidoczniej on też. Do tego okazało się, że moja ciąża rozwija się prawidłowo i spokojnie mogę opuszczać swoje łóżko. Wtedy naprawdę się ucieszyłam. Wreszcie poczułam wolność! Te niewidzialne sznury, wreszcie zniknęły, dając mojemu ciału pełną swobodę ruchów.
W przed dzień mojego wyjazdu z Malfoy Manor stało się coś czego nigdy nie zapomnę. Wtedy poczułam, że straciłam na zawsze mojego ukochanego. Leżałam na łóżku, czytając książkę i wtedy do sypialni wszedł on. Z dwoma kubkami gorącej czekolady. Dawno jej nie piłam, w zasadzie to odkąd wyszłam za mąż za Dracona. Podciągnęłam się na łokciach i usiadłam przy oparciu łóżka. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy przysiadł się do mnie i podał mi ostrożnie jeden kubek. Ten cudowny zapach zawładnął na chwilę moim nosem. Zamknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą. Było mi tak cudownie, aż nie mogłam się oprzeć i upiłam powoli łyk gorącego napoju. Po chwili jednak otworzyłam lekko powieki i zauważyłam, że Draco z rozbawieniem przygląda się mojej twarzy.
- Coś nie tak? - spytałam lekko zarumieniona. Najwyraźniej coś go śmieszyło, ale co?
- Masz wąsy... - wyszeptał jedynie i wybuchnął śmiechem, po chwili dołączyłam do niego. - Wyglądasz tak uroczo - mruknął cicho, a ja czułam, że mój rumieniec się pogłębia.
- Niezdara ze mnie, zaraz je wytrę - jednakże, gdy tylko podniosłam rękę poczułam ucisk na nadgarstku. Strasznie lekki i niepewny.
- Poczekaj... ja to zrobię - zmysłowy głos Dracona zabrzmiał mi w uszach. Chwycił delikatnie mój kubek i położył go na szafce nocnej. Przybliżył się do mnie i ujął moją twarz w swoje dłonie. Uśmiech zniknął mi z twarzy, a na jego miejsce pojawił się strach. To nie był typowy lęk przed nim ,ale przed tym co zaraz nastąpi. Jego twarz była niezwykle blisko mojej. Czułam jego oddech przy swoim uchu. Położyłam dłoń na jego gorącej klatce piersiowej, by zaprzestał. Chciałam by się odsunął, ale on jedynie ujął moją dłoń i przyłożył sobie do serca. Poczułam jego szybkie bicie i zadrżałam z nikłego podniecenia. Przysunął się do mnie bliżej i lekko kciukiem otarł moją wargę. Jednakże na tym nie poprzestał. Teraz muskał opuszkami palców mój policzek i szeptał do ucha czułe słówka. Ja zamknęłam oczy i rozchyliłam lekko wargi, co on wykorzystał i pocałował mnie. Bardzo lekko, jakby bał się, że go odepchnę, ale ja zrobiłam coś, czym zadziwiłam samą siebie. Oddałam ten pocałunek. Jego jedna dłoń zjechała na moje biodro i wpełzła pod materiał mojej bluzki, a druga zacisnęła się lekko na karku, masując go. Ja jedynie napierałam rękami na jego klatkę piersiową, ponieważ byłam w pewnym sensie przez niego przyblokowana. Pocałunki delikatne i subtelne, zaczęły zamieniać się w pocałunki gwałtowne i namiętnie. Draco zszedł ustami na moją szyję i zassał się, a ja jęknęłam cicho. Czując narastające podniecenie, szybko uporałam się z jego koszulą. Pożądałam go! Teraz to liczyło się najbardziej! Widziałam ten głód w jego oczach, głód podniecenia. Po chwili moje ręce powędrowały do jego spodni. Z szybką pomocą Dracona ściągnęłam je. On chwycił mój podbródek i spojrzał w moje oczy. - Musimy uważać na dziecko - mruknął cicho.
- Nic mu się nie stanie - szepnęłam będąc w lekkim amoku. Mój ukochany obdarzał pocałunkami mój dekolt i znów spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się do niego i już mieliśmy złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Szybko weszliśmy pod kołdrę i oddaliliśmy się od siebie.
- Proszę - burknął zdenerwowany Draco. Ja szczelniej przykryłam się kołdrą i przełknęłam głośno ślinę, kiedy do pokoju weszła moja teściowa.
- Przepraszam, że przerywam, ale... - zaczerpnęła świeżego powietrza. - Przyszedł przed chwilą list od Parkinsonów. I Pansy urodziła, niecałe dwie godziny temu. - skończyła i spojrzała na mnie z troską. - Byłoby dobrze gdybyś ją odwiedził - dokończyła i wyszła z pokoju. Draco spojrzał na mnie błagalnie, bym wyraziła zgodę. Ja jedynie odwróciłam wzrok w drugą stronę i wstałam ubierając się w szlafrok. Musiałam to przemyśleć i przede wszystkim poprosić o pomoc swoją siostrę Daphne.
- Idź... - mruknęłam tylko cała rozżalona i zamknęłam za sobą drzwi. Udałam się do gabinetu mojego męża, by tam spokojnie zasiąść przy biurku i przelać wszystkie moje myśli na papier. Jednakże jak na złość nic, kompletnie nic nie potrafiłam napisać. Zrezygnowana wyłożyłam się wygodnie na fotelu i odliczając powoli zapadałam w głęboki sen.
~*~
Obudziły mnie wrzaski Narcyzy i Lucjusza. Przeciągnęłam się i wyszłam z gabinetu. Stanęłam na korytarzu i spojrzałam na moich teściów. Oboje byli źli i wściekli.
- Zarzucasz mi, że nie opiekowałam się nim należycie, tak? - zakpiła moja teściowa i zaczęła tupać nogą. Widać na jej twarzy pojawił się grymas złości.
- No, a nie? Od dziecka mu na wszystko pozwalałaś i proszę... Co z niego wyrosło?! - zaperzył się mój teść, jak zwykle pewny swego.
- Chciałabym ci tylko przypomnieć, że ty również mnie zdradziłeś - to jedno zdanie wystarczyło, by Lucjuszowi odpłynęła z twarzy krew. Podszedł wtedy do swojej żony i mocno ją do siebie utulił.
- Przeprasza cię... wybaczysz mi? - kiedy spojrzał na nią załamany zrozumiałam, że naprawdę żałuje tego co jej powiedział. Przylgnęłam do ściany, czując, że tracę grunt pod nogami. Nagle zaczęłam się osuwać, naprawdę się osuwałam. Silne skurcze wokół brzucha nie dawały mi spokoju. Teraz sobie wszystko uświadomiłam, wiedziałam jedno... Już czas. Wydałam z siebie jedynie krzyk i po chwili przed moimi oczyma widniała ciemność.
~*~
Płacz dziecka roznosił się po całym pokoju. Ktoś przecierał moje spocone czoło i policzki, jak i ręce. Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam nad sobą Narcyzę. Uśmiechała się do mnie ciepło, a mój teść trzymał na rękach dziecko. Moje dziecko, małe zawiniątko z blond włoskami. Moje ukochane. Kiedy podciągnęłam się na łokciach, rozglądnęłam się dokładnie po sypialni. Szukałam go, szukałam mojego męża, który powinien być przy mnie, nie przy niej, ale przy mnie. Powinien razem ze mną cieszyć się tą chwilą. Nie było go. Znów mnie zostawił.
-Byłaś dzielna - uśmiechnęła się do mnie Narcyza.
- Myślałaś już nad imieniem? - Lucjusz ostrożnie podał mi moje dziecko. - To chłopczyk - dodał i pocałował mnie w czoło.
- Wymyśliłyśmy je razem z mamą - wyszeptałam cicho i ucałowałam w czółko swój skarb.
- Lucjuszu... od dziś twój wnuczek będzie nazywał się Scorpius Hyperion Malfoy - powiedziała z uśmiechem. Pan Malfoy jedynie pokiwał głową.
- Kochanie, niewątpliwie zawsze miałaś dobry gust - mruknął i objął ją w pasie i schował twarz w jej włosach. To wyglądało tak pięknie, aż zachciało mi się płakać.
- Prześpij się, dobrze ci to zrobi - odparła Narcyza troskliwie i wzięła maluszka i położyła go obok mnie. - Tu mu będzie wygodniej - dodała cicho i wyszła wraz z Lucjuszem zamykając drzwi. No cóż, nie pozostało mi nic innego, jak odwrócić się na bok, by widzieć moją kruszynkę i zamknąć oczy. Słyszałam jego spokojny oddech, dzięki czemu się rozluźniłam. Mimo, iż był wcześniakiem, tak jak jego ojciec, wyglądał na bardzo zdrowego i uroczego chłopca.
- Nie idź w ślady swojego ojca - szepnęłam cicho i odpłynęłam w ramionach Morfeusza.
~*~
- Coś nie tak? - spytałam lekko zarumieniona. Najwyraźniej coś go śmieszyło, ale co?
- Masz wąsy... - wyszeptał jedynie i wybuchnął śmiechem, po chwili dołączyłam do niego. - Wyglądasz tak uroczo - mruknął cicho, a ja czułam, że mój rumieniec się pogłębia.
- Niezdara ze mnie, zaraz je wytrę - jednakże, gdy tylko podniosłam rękę poczułam ucisk na nadgarstku. Strasznie lekki i niepewny.
- Poczekaj... ja to zrobię - zmysłowy głos Dracona zabrzmiał mi w uszach. Chwycił delikatnie mój kubek i położył go na szafce nocnej. Przybliżył się do mnie i ujął moją twarz w swoje dłonie. Uśmiech zniknął mi z twarzy, a na jego miejsce pojawił się strach. To nie był typowy lęk przed nim ,ale przed tym co zaraz nastąpi. Jego twarz była niezwykle blisko mojej. Czułam jego oddech przy swoim uchu. Położyłam dłoń na jego gorącej klatce piersiowej, by zaprzestał. Chciałam by się odsunął, ale on jedynie ujął moją dłoń i przyłożył sobie do serca. Poczułam jego szybkie bicie i zadrżałam z nikłego podniecenia. Przysunął się do mnie bliżej i lekko kciukiem otarł moją wargę. Jednakże na tym nie poprzestał. Teraz muskał opuszkami palców mój policzek i szeptał do ucha czułe słówka. Ja zamknęłam oczy i rozchyliłam lekko wargi, co on wykorzystał i pocałował mnie. Bardzo lekko, jakby bał się, że go odepchnę, ale ja zrobiłam coś, czym zadziwiłam samą siebie. Oddałam ten pocałunek. Jego jedna dłoń zjechała na moje biodro i wpełzła pod materiał mojej bluzki, a druga zacisnęła się lekko na karku, masując go. Ja jedynie napierałam rękami na jego klatkę piersiową, ponieważ byłam w pewnym sensie przez niego przyblokowana. Pocałunki delikatne i subtelne, zaczęły zamieniać się w pocałunki gwałtowne i namiętnie. Draco zszedł ustami na moją szyję i zassał się, a ja jęknęłam cicho. Czując narastające podniecenie, szybko uporałam się z jego koszulą. Pożądałam go! Teraz to liczyło się najbardziej! Widziałam ten głód w jego oczach, głód podniecenia. Po chwili moje ręce powędrowały do jego spodni. Z szybką pomocą Dracona ściągnęłam je. On chwycił mój podbródek i spojrzał w moje oczy. - Musimy uważać na dziecko - mruknął cicho.
- Nic mu się nie stanie - szepnęłam będąc w lekkim amoku. Mój ukochany obdarzał pocałunkami mój dekolt i znów spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się do niego i już mieliśmy złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Szybko weszliśmy pod kołdrę i oddaliliśmy się od siebie.
- Proszę - burknął zdenerwowany Draco. Ja szczelniej przykryłam się kołdrą i przełknęłam głośno ślinę, kiedy do pokoju weszła moja teściowa.
- Przepraszam, że przerywam, ale... - zaczerpnęła świeżego powietrza. - Przyszedł przed chwilą list od Parkinsonów. I Pansy urodziła, niecałe dwie godziny temu. - skończyła i spojrzała na mnie z troską. - Byłoby dobrze gdybyś ją odwiedził - dokończyła i wyszła z pokoju. Draco spojrzał na mnie błagalnie, bym wyraziła zgodę. Ja jedynie odwróciłam wzrok w drugą stronę i wstałam ubierając się w szlafrok. Musiałam to przemyśleć i przede wszystkim poprosić o pomoc swoją siostrę Daphne.
- Idź... - mruknęłam tylko cała rozżalona i zamknęłam za sobą drzwi. Udałam się do gabinetu mojego męża, by tam spokojnie zasiąść przy biurku i przelać wszystkie moje myśli na papier. Jednakże jak na złość nic, kompletnie nic nie potrafiłam napisać. Zrezygnowana wyłożyłam się wygodnie na fotelu i odliczając powoli zapadałam w głęboki sen.
~*~
Obudziły mnie wrzaski Narcyzy i Lucjusza. Przeciągnęłam się i wyszłam z gabinetu. Stanęłam na korytarzu i spojrzałam na moich teściów. Oboje byli źli i wściekli.
- Zarzucasz mi, że nie opiekowałam się nim należycie, tak? - zakpiła moja teściowa i zaczęła tupać nogą. Widać na jej twarzy pojawił się grymas złości.
- No, a nie? Od dziecka mu na wszystko pozwalałaś i proszę... Co z niego wyrosło?! - zaperzył się mój teść, jak zwykle pewny swego.
- Chciałabym ci tylko przypomnieć, że ty również mnie zdradziłeś - to jedno zdanie wystarczyło, by Lucjuszowi odpłynęła z twarzy krew. Podszedł wtedy do swojej żony i mocno ją do siebie utulił.
- Przeprasza cię... wybaczysz mi? - kiedy spojrzał na nią załamany zrozumiałam, że naprawdę żałuje tego co jej powiedział. Przylgnęłam do ściany, czując, że tracę grunt pod nogami. Nagle zaczęłam się osuwać, naprawdę się osuwałam. Silne skurcze wokół brzucha nie dawały mi spokoju. Teraz sobie wszystko uświadomiłam, wiedziałam jedno... Już czas. Wydałam z siebie jedynie krzyk i po chwili przed moimi oczyma widniała ciemność.
~*~
Płacz dziecka roznosił się po całym pokoju. Ktoś przecierał moje spocone czoło i policzki, jak i ręce. Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam nad sobą Narcyzę. Uśmiechała się do mnie ciepło, a mój teść trzymał na rękach dziecko. Moje dziecko, małe zawiniątko z blond włoskami. Moje ukochane. Kiedy podciągnęłam się na łokciach, rozglądnęłam się dokładnie po sypialni. Szukałam go, szukałam mojego męża, który powinien być przy mnie, nie przy niej, ale przy mnie. Powinien razem ze mną cieszyć się tą chwilą. Nie było go. Znów mnie zostawił.
-Byłaś dzielna - uśmiechnęła się do mnie Narcyza.
- Myślałaś już nad imieniem? - Lucjusz ostrożnie podał mi moje dziecko. - To chłopczyk - dodał i pocałował mnie w czoło.
- Wymyśliłyśmy je razem z mamą - wyszeptałam cicho i ucałowałam w czółko swój skarb.
- Lucjuszu... od dziś twój wnuczek będzie nazywał się Scorpius Hyperion Malfoy - powiedziała z uśmiechem. Pan Malfoy jedynie pokiwał głową.
- Kochanie, niewątpliwie zawsze miałaś dobry gust - mruknął i objął ją w pasie i schował twarz w jej włosach. To wyglądało tak pięknie, aż zachciało mi się płakać.
- Prześpij się, dobrze ci to zrobi - odparła Narcyza troskliwie i wzięła maluszka i położyła go obok mnie. - Tu mu będzie wygodniej - dodała cicho i wyszła wraz z Lucjuszem zamykając drzwi. No cóż, nie pozostało mi nic innego, jak odwrócić się na bok, by widzieć moją kruszynkę i zamknąć oczy. Słyszałam jego spokojny oddech, dzięki czemu się rozluźniłam. Mimo, iż był wcześniakiem, tak jak jego ojciec, wyglądał na bardzo zdrowego i uroczego chłopca.
- Nie idź w ślady swojego ojca - szepnęłam cicho i odpłynęłam w ramionach Morfeusza.
~*~
Wzruszyło mnie ostatnie zdanie: "Nie idź w ślady swojego ojca"... Coś czuję, że jednak to jest rodzinne, więc... :(
OdpowiedzUsuńCo mogę powiedzieć, oprócz tego, że mam ochotę na gorącą czekoladę! Ech, ale w domu jej nie ma. ;/
W takiej, Cyzuchno, przerwać?! Wstydź się, no! Miałam cię za bardziej przyzwoitą. Powinnaś się z mężem kochać, a nie do dzieci zaglądać!
Lucjuszek i Cyzia odgrywając w twoim opowiadaniu ważną rolę i się nie dziwię. :D Są dopracowani, idealni. ♥ - ciesz się serduchem od Olusi. :3
Scorpius, witamy, witamy. Do mojego łóżka zapraszamy... CO?!
Czekam na nn i liczę, że będzie szybciej niż ten rozdział. xd
Nareszcie nowy rozdział :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny, tylko znowu Draco zawalił sprawę.
Zgadzam się z koleżanką nade mną, że to chyba rodzinne...
Kochany jest Lucjuszek, gdy tak ciągle przeprasza Cyzię *O* To takie urocze...
A tak wogule to Pansy mnie po prostu... Brak mi słów. Beznadziejna zołza, która ma jakieś problemy psychiczne. Normalnie mania natręctw.
Scorpius pewnie jest śliczny *-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Daj mi go! Omnomnom.
Dobra, ogarniam się i czekam na nn z niecierpliwością :-)
Brawo! Jestem na Ciebie wściekła, za to że nie powiedziałaś mi o nowej notce, i zarazem dumna z twojego zajebistego rozdziału.
OdpowiedzUsuńDraco ma dar do spieprzenia sytuacji, Lucek jak zwykle przeprasza. Ale ma za co. Taka smutna prawda. Narcyzia jak zwykle urocza, kochająca i ma w sobie też inne cechy idealnej kobiety. Astroia bardzo ciekawa postać ;)
Ciekawe czy Scorpius ma coś z ojca :D
Pozdrawiam, weny!
I informuj mnie o nowej notce XDDD
Jest wspaniały <3 I taki wzruszający. Bardzo ciekawie kreujesz postać Astorii, polubiłam ją. Szkoda tylko że Draco znowu wszystko spieprzył, ale cóż to jak widać u niego rodzinne... I ta rozmowa Lucjusza z Narcyzą, są idealni <3 (obsypię Cię serduszkami :P)
OdpowiedzUsuńA teraz lecę czytać zaległości z Twojej Lucissy, szkoła bywa niemożliwa :/
Życze duuuuużo weny! Buźki, Spes_ ;*
Trzymajcie mnie, bo zaraz mu coś zrobię! -,- CO ZA WREDNY BEZDUSZNY kurwjkwdbkiagbvdcfiaelsh ncvoilash flovrse yhgouierds yheuio! JHak on mógł ja zostawić ?! T-T Niech stoi pod balkonem i serenady śpiewa, o
OdpowiedzUsuńNo ale to taki boskie i romantyczne, i w ogóle taki nio <3
Miałam cichą nadzieje, że ich syn będzie miał na imie Fritz albo Manfred xD
Buziaki ;*
Wrrr. Głupi Draco. Nienawidzę Pansy Parkinson jako samej bohaterki Rowling, a Ty mi jeszcze bardziej ją obrzydzasz :D Astorii mi się tak szkoda zrobiło. Znowu sama. Biedna :(
OdpowiedzUsuńZrobiło mi się strasznie smutno ;( pochłaniałam każdą literkę twojego tekstu i jestem ciekawa dalszego ciągu. Zastanawia mnie co zrobi Astoria i jak zachowa się Draco. Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuń