sobota, 29 marca 2014

Rozdział 3

Nienawidzę pożegnań. Naprawdę ich nie cierpię. Sam płacz, rozpacz i nic więcej. Przeciskałam się przez tłum ludzi stojących na stacji, na peronie siódmym. Siadłam niezauważona na ławce i przycisnęłam do siebie swojego maluszka. Tak wiem, zrobiłam coś bardzo nieodpowiedniego. Nowo narodzone dziecko już przeżyje swoją pierwszą podróż. Wiem, że jestem egoistką, wiem, że zmarnowałam mu życie. Nigdy więcej nie zobaczy swojego taty, ani swoich dziadków, nie będzie jadł cudownych, wręcz wybornych posiłków, ani nie będzie wiódł beztroskiego życia. Łzy cisnęły mi się do oczy na samą tę myśl. Zniszczyłam wszystko. Oszukałam siebie. Zawiodłam Scorpiusa. Poddałam się. Bezsilność. Bezradność. Gniew. Samotność. Egoizm. Skrajne uczucia mieszały się w mej duszy. Nie mogłam patrzeć, jak inni na stacji tulą się do siebie. Nawet Ci bezdomni mają się z kim pożegnać, a ja? Czuję się gorzej, niż oni. Sama, bez nikogo. Kołyszę w ramionach mojego małego Scorpiusa, mojego synka, moją iskierkę nadziei. Zerknęłam na zegarek i uświadomiłam sobie, że jest już dziewiąta rano, więc Draco musiał być już w domu. Musiał rozpocząć poszukiwania.

      Nareszcie! Przybył pociąg! Ludzie dosłownie wpychali się do niego, by zająć sobie jak najlepsze miejsca w przedziałach, a ja? Stałam na środku z torbą i zastanawiałam się co robić. Wykupiłam co prawda bilet do Brooklynu, ale czy to właśnie tam mam zacząć swoje życie? Z dala od moich najbliższych? Nie tak to sobie wyobrażałam. Po dłuższym namyśle zrezygnowana usiadłam na ławce, mocno obejmując swoje dziecko. I tak z sekundy na sekundę ludzi na peronie było coraz mniej i później usłyszałam jedynie gwizdek maszynisty i odgłos odjeżdżającego pociągu. Stchórzyłam.

- Astoria? - usłyszałam znajomy głos, swojego przyjaciela. Odwróciłam głowę w stronę mojego towarzysza i uśmiechnęłam się gorąco.

- Blaise... - szepnęłam jedynie, a jego wzrok powędrował na zawiniątko przy mojej piersi.

- Wasze dziecko? - spytał i pogłaskał go delikatnie po policzku. - Jest strasznie małe, takie kruche... - wyszeptał cicho i spojrzał na mnie.

- Ma niecałe trzy dni - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a on zdziwił się na te słowa.

- Astorio, naraziłaś ten mały skarb na śmierć - powiedział kręcąc głową.

- Wiem, ale co miałam robić. Dracona nie ma w domu od dwóch dni, chciałam uciec, daleko stąd, od niego do Brooklynu, do Daphne - jęknęłam cicho w akcie desperacji.

- Chyba wiem, jak ci pomóc - szepnął i wziął do ręki moją torbę. Po chwili podał mi dłoń, którą ochoczo przyjęłam. - Przytul się do mnie - spełniłam lekko zdziwiona jego prośbę. Jego ciało było takie gorące, przez chwilę poczułam się, jakbym była w ramionach Dracona. Poczułam niemiłe szarpnięcie w okolicach pępka i już po chwili stałam przed małym, drewnianym domem.

      Rozejrzałam się dookoła lekko zadziwiona. Zrozumiałam, że jestem w sercu Londynu. Stałam właśnie przed domem Zabiniego. Mój maluszek lekko się poruszył w moich ramionach. Czułam się, jak małe, niedoświadczone dziecko. Nowe miejsce, nowy dom. Właśnie dom.

- Gdzie my jesteśmy? - spytałam zdezorientowana i spojrzałam na Blaise'a, dumnie prężącego pierś.

- Witamy w dzielnicy Southwark - uśmiechnął się i wyciągnął różdżkę.

- Blaise... Ktoś jeszcze może zauważyć! - rozglądnęłam się dokładnie po ulicy w obawie, że ktoś mógłby nas zobaczyć, ale nie zobaczyłam nikogo, prócz kilku kotków, spacerujących samotnie po chodnikach. Coś dziwnego przykuło moją uwagę. Każdy dom był niemalże taki sam.
.
- Mała... - pokręcił rozbawiony głową. - Draco nie mówił ci, że tutaj mieszkają sami czarodzieje? - zaśmiał się i otworzył mi drzwi do mieszkania. Spojrzałam na niego zakłopotana i niezdarnie założyłam kosmyk włosów za ucho.

- Jakoś nie miał okazji mi o tym powiedzieć - mruknęłam i weszłam do domu. Był on mały i przytulny. W środku po lewej stronie była skromna kuchnia z bordowymi ścianami, a zaraz koło niej piętrzyły się kręcone schody wprost na poddasze. Zdecydowanie najcieplejszym i najmilszym pomieszczeniem w tym domu był salon. Zaraz nad kominkiem, widniał wielki telewizor plazmowy. Na przeciwko plazmy stała sofa, a koło niej dwa fotele w aksamitnym odcieniu. Szklany stół był umiejscowiony zaraz na środku, a niedaleko stał barek, w którym znajdowały się najrozmaitsze trunki. A ponoć Blaise zawsze był taki oszczędny, pomyślałam.

- Witaj, Astorio - usłyszałam głos mojego męża. Tylko gdzie on był? Rozejrzałam się dokładnie po salonie i zaniemówiłam. Draco siedział przy kominku i wpatrywał się w ogień.

- Blaise, ty świnio! - krzyknęłam w stronę przyjaciela.

- Uznałem, że musicie  porozmawiać - powiedział i udał się schodami na górę. - Nie będę przeszkadzał - dodał i zniknął.

      Spojrzała wściekła na mojego męża. On jedynie podszedł do mnie i chwycił Scorpiusa
na ręce.Uśmiechnął się ciepło.

- Moje jedyne dziecko - szepnął i pocałował malca w czoło.

- Jak to jedyne? - wyrzuciłam z siebie.

- Wiesz, o ile mi się wydaje ani Pansy,ani ja nie mamy ciemnej karnacji - odrzekł, a ja chwyciłam się za
serce

- Chcesz powiedzieć, że... - urwałam w pół zdania i spojrzałam na niego.

- Tak. Nie jestem ojcem dziecka Pansy.

       Zaśmiałam się jak mała dziewczynka. Byłam szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. Alleluja! Merlinie chwała Ci na wieki!! Zaczęłam skakać jak głupia i tańczyć. Tak ja tańczyłam. Taniec szczęścia.

- Od początku wiedziałam, że to nie będzie twoje dziecko! Pansy miała wielu chłopaków. - powiedziałam rozbawiona. - Sądzisz, że to dziecko Blaise'a?

- Nie, to ty nic nie wiesz? Blaise zarywa do tej całej Ginny Weasley. Wiesz, Potterowi uderzyła sława do głowy i zdradził ją z Cho Chang - powiedział i podał mi maluszka. - Chyba chce do mamy - dodał i uśmiechnął się ciepło. Ja wzięłam Scorpiusa i przytuliłam go mocno do siebie.

- Ty i Potter macie ze sobą wiele wspólnego - powiedziałam jedynie i odeszłam od niego kawałek. On westchnął i czułam, jak przybliża się do mnie. Chwycił mnie w talii i mocno przyciągnął do siebie, wtulając twarz w moje włosy.

- Daj mi szanse - poprosił i pocałował mnie w policzek. - Odbuduje wszystko od podstaw, wyjdziemy na wakacje, gdy tylko Scorpius podrośnie, obiecuje Ci, że będziesz najszczęśliwszą kobietą na świecie, tylko daj mi szanse - błagał, mocno trzymając mnie w pasie.

- Chce jechać do Meksyku i mieszkać w domu z winnicą - szepnęłam cicho i spojrzałam na niego, odwracając się.

- Dobrze - powiedział i ucałował moje czoło. - Tak bardzo ci dziękuję za tę szansę. Nie zmarnuje jej, zobaczysz będziesz zadowolona. Kocham cię - mocno mnie do siebie przytulił, głaskając po włosach. - Chodźmy do domu, rodzice odchodzą od zmysłów - dodał cicho.

- Dobrze, chodźmy - spojrzałam na niego i wytarłam łzy z oczu. Przytuliłam się do niego mocniej i po chwili znaleźliśmy się w domu, gdzie zastaliśmy zdenerwowanych Narcyzę i Lucjusza. Siedzieli na sofie i pili herbatkę.

- Jak dobrze, że jesteś - pierwsza zerwała się Narcyza i podbiegła do mnie, mocno mnie przytulając. Czułam się tak bezpiecznie w jej ramionach. Teraz poczułam się zażenowana z powodu mojej "ucieczki".

- Witaj znów w rodzinie - odparł jedynie mój teść, posyłając mi jeden ze swoich uśmiechów.

- Mamo... tato - zaczął Draco i położył dłonie na moich ramionach. - Jedziemy na wakacje! - dodał, podekscytowany. Bałam się reakcji rodziców. Dlaczego? Sama nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Mogli mieć do nas pretensje o to, że jesteśmy nieodpowiedzialni, albo, że nie obchodzi nas los dziecka, a oni jedynie się uśmiechnęli i pokiwali głowami.

- Nawet mieliśmy wam to zaproponować. Musicie odpocząć i uporządkować sobie wszystko, a my zajmiemy się maluszkiem. Niestety po tobie Draco, nie mogłam mieć więcej dzieci i strasznie cierpiałam z tego powodu. Teraz mam okazję znowu być matką - odparła Narcyza i chwyciła mojego maluszka na ręce. Merlinie, dlaczego ona mimo upływu lat była taka piękna, taka szczęśliwa. Po wszystkim co się stało, ona potrafiła się jeszcze uśmiechać. Podziwiam ją.

- No to na co czekacie? Idźcie się pakować! - zaśmiał się mój teść i pogłaskał maluszka po policzku.

      Ja i Draco wymieniliśmy jedynie ukradkowe spojrzenia i nim się obejrzałam mocno trzymał mnie za rękę, ciągnąc do sypialni. Oczywiście, zdążymy uwinąć się ze wszystkim do wieczora. Mam taką nadzieję.

~*~*~*~
Trochę zwlekałam z tym rozdziałem , ale niestety pani Wena raz przychodziła, raz odchodziła. Rozdział taki sobie bez rewelacji. Akcja rozkręci się dopiero gdy wyjadą do Meksyku. Tam wiele się zmieni. Za błędy i niedociągnięcia przepraszam. Miłej lektury, Cyzia. ;)

5 komentarzy:

  1. Wkońcu!
    &%^SDCVB&IDYC VBN&*^DCV BNYTDCV <-- moja reakcja na twój nowy rozdział XD
    Zabini, czy jak tam matka go nazwała, jest taki kochany. Draco, ma 50 twarzy niczym Lucjusz. Narcyza nie mogła mieć więcej dzieci? Dziż, Black'owie mają jakiegoś pecha. Bella poroniła, nie może mieć dzieci. Andzia urodziła cuś z kolorowymi włosami, teraz nie żywe cuś. A Cyzia urodziła Draka i nie może mieć dzieci XD
    No cóż, czekam na rozdział,
    Lizzy

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. MEKSYK?! :) Cóż gdybym to ja miała wybierać stawiałabym na Nowy York ale to twoje opowiadanie :)
    Dlaczego Draco nie wracał do domu? Zastanawiające ale może potem się to wyjaśni.
    Harry z Cho? Nie wyobrażam sobie. Nie przepadam za Ginny, ale niestety Harry do niej pasuje.
    Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa z tym, że "Akcja rozkręci się dopiero gdy wyjadą do Meksyku".

    Życzę weny :*

    Dorothy

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, czas na mój ubogi komentarz dodany z telefonu!
    Jedziemy do Meksyku? Dobra, zaraz się spakuję, niech na mnie poczekają
    Jak Blaise przyprowadził Astorie do domu, to myślałam, że on o niej eeee i że będzie ją yyyy. ;> No, ale cieszę się, że jest ona jednak z Draco i nic nie zaszło pomiędzy nią a jej przyjacielem.
    Nie obyło się bez opisu o urodzie Narcycy. No i uśmiech Lucka też był do Astori! :D
    No to czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że będzie,njak wrócę z Meksyku.

    OdpowiedzUsuń
  5. O jezu jezu ! Jak się cieszę, że jest rozdział :3 Dobra poczekaj poczekaj Marcelina spokojnie xd
    Okej. Na samym początku powiem tylko tyle- nie wiem, co w sobie masz, że tak zarąbiście piszesz, ale też chce to mieć no ! xd :C W ogóle to miałam na samym początku ochotę zabić Dracona, serio. Taka Astoria z dzieciusiem małym się pląta :c Masakra.
    Narcyza jak zawsze milutka i wgl <3
    Czekam na nn ;)
    Całusy,
    Marcelina
    P.S Jaki tytuł nosi ta piosenka, która leci na tym blogu, bo słucham jej już 2 godzinki i nie wiem czy to normalne xd

    OdpowiedzUsuń