Astoria & Draco
wtorek, 9 lutego 2016
niedziela, 22 czerwca 2014
Rozdział 4
Nadal nie mogę zapomnieć o tej jego zdradzie, czuje do tego, że potraktowałam go zbyt łagodnie. Mimo wszystko widzę jak się stara, jak chce mnie odzyskać. Interesuje się każdym moim krokiem. Siedzi przy mnie i wpatruje się intensywnie w każdy mój ruch. Jest nawet opiekuńczy pyta się, czy przypadkowo nie będzie mi za zimno w tej bluzce, albo czy spodnie nie są za długie.
Patrzyłam na niego, gdy on nie patrzył na mnie. Jakoś bałam się spojrzeć w jego oczy. Zobaczyłabym w nich smutek i poczucie winy, przez co dostałabym wyrzutów sumienia.
- Astorio - zaczął cicho Draco. Widziałam , że się denerwuje, strzelał palcami czego osobiście nie lubiłam. Chwyciłam jego dłonie, by przestał i spojrzałam w jego oczy, pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Co się stało? - mój głos był ciepły i spokojny. Wygląda na to, że był nawet kojący, bo Dracon przymrużył oczy. Co ta tęsknota robi z człowiekiem, przeszło mi przez myśl.
- Może zamiast meksyku pojedziemy do... Hiszpanii? - spytał, strasznie zdenerwowany. Zdziwiła mnie jego nagła zmiana planów.
- Hiszpania? Dlaczego akurat ona? - zmarszczyłam brwi, a motylki w moim brzuchu zaczęły łaskotać mnie niemiłosiernie. Ekscytowałam się.
- Mój tata kupił mojej mamie na dwudzieste urodziny hacjendę. Nazwał ją hacienda serpiente czyli po
prostu wężową hacjendą. I chciałbym byśmy udali się tam na wczasy. Za niedługo odbywa się czterdziestolecie tej hacjendy i cieszyłbym się, gdybyś mi potowarzyszyła.
- Jakie jeszcze twoja rodzina skrywa tajemnice?
- Ojciec regularnie raz w miesiącu udaje się na herbatę do Królowej Anglii - odparł, wzruszając ramionami.
Szok odebrał mi mowę. Jak to możliwe... Jak? Czyżby ona wiedziała wszystko? Wiedziała, że istnieją czarodzieje. Otworzyłam usta, ale zaraz szybko je zamknęłam.
- Ona wie o nas. Wie o wszystkim. Dumbledore często się z nią spotykał, gdy żył - powiedział, jakby
dosłownie czytał mi w myślach.
- To takie dziwne - wyszeptałam, kręcąc głową. Od zawsze chciałam spotkać się z Królową Elizbietą II. Teraz dowiaduję się właśnie, że mój teść spotyka się z nią co miesiąc.
- Moja matka często wspiera fundację charytatywne. Ludzie ją kochają - odparł, krzywiąc się lekko.
Widziałam, że jest trochę smutny, przygnębiony i rozgoryczony. Nie wiedziałam, czy to z powodu sukcesów jakie udało się odnieść jego rodzicom, czy z powodu mojego dystansu do niego.
- Oni odnieśli sukces, ale to nie oznacza, że i ty kiedyś go nie odniesiesz. Przecież już wygrałeś. Masz synka, my mamy synka zdrowego i pięknego, który śpi teraz w ramionach Narcyzy - mówiłam spokojnie, patrząc w jego oczy.
Uśmiechnął się, patrząc na mnie. Przybliżył się do mnie delikatnie i uchwycił moja twarz w swoje dłonie. Kiedy przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze - wstrzymałam oddech. Uchyliłam lekko usta, a on w tym samym czasie mnie pocałował. To nie był namiętny i czuły pocałunek. Był to gwałtowny, niezdarny pocałunek, pełen rozpaczy i tęsknoty. Czułam, jak próbuje przekazać mi te wszystkie emocje. To wszystko co ukrywał do tej pory. Widziałam łzy w jego oczach, widziałam jego ból. Sama zaczęłam płakać. Płakać z powodu jego zdrady, nieobecności i obojętności jaką oferował mi miesiące temu. Byłam zła i wściekła, zaczęłam odsuwać się od niego, ale jego ręce już znalazły się na mojej talii.
- Nie odchodź ode mnie. Nie zniósł bym tego - wyszeptał błagalnie wprost do moich ust.
- Nie odejdę.
Moje słowa brzmiały jak obietnica i były obietnicą. Nigdy go już nie zostawię, nie odejdę. Mimo żalu mam swoje pragnienia i uczucia. Pragnę go psychicznie i fizycznie. Pragnę mojego Dracona. Cudownego męża. Mojego męża...
~*~
Następnego dnia wszystko działo się tak szybko. Dopięliśmy nasze walizki, pożegnaliśmy się z rodzicami i z naszym synkiem i teleportowaliśmy się na lotnisko. Wsiedliśmy do samolotu i po chwili byliśmy w drodze do Hiszpanii.
- Wiem, że boisz się latać - szepnął Draco i chwycił moją dłoń. - Jeśli chcesz, możesz się do mnie przytulić - spojrzał na mnie.
- Dziękuję - szepnęłam jedynie i spojrzałam w okno. Nim się obejrzałam, on chwycił mnie mocno w ramiona i przyciągnął do siebie, chowając twarz w moje włosy.
- Kocham cię - dodał cicho, tuląc mnie do siebie.
- Udusisz mnie - odparłam z nutką żartu i dałam mu kuksańca w bok. Dobrze, że siedzieliśmy z tyłu i mało kto słyszał nasze śmiechy.
~*~
- Wreszcie będziemy sami - wyszeptał mi do ucha, kiedy wychodziliśmy z samolotu. - Udowodnię ci, jaka jesteś dla mnie ważna, ale musisz dać mi się porwać. Teraz - wymruczał, głaszcząc mnie po szyi, a ja zamknęłam oczy.
- Porwij mnie - wyszeptałam. Myślałam, że Draco po prostu nas przeteleportuje do tej hacjendy, ale jak widać on miał już inne plany. Po dwóch może trzech minutach na lotnisko przyjechał czarny dżip. W świetle słońca wyglądał jak jakiś cudowny, niebiański pojazd z wspaniałym kierowcom w środku! Och, ależ z niego ciacho! Spojrzałam na Dracona pytającym wzrokiem.
- To jest Ernesto - powiedział po chwili, kiedy młody młodzieniec podszedł do nas. Zdjął swój słomiany kapelusz i skłonił nisko głowę. Merlinie, jakie on miał piękne kruczoczarne włosy. Oczywiście był bardzo dobrze zbudowany i jakoś nie starał się za bardzo ukrywać swoich mięśni, wręcz przeciwnie. Jego zielona koszula w kratę, była jedynie luźno założona na ramiona. Merlinie... Zaczynam fantazjować o obcym mężczyźnie. Nie! Przecież nie mogę robić tego przy Draconie. To jest jednak silniejsze ode mnie. Jego usta, jego piękne brązowe oczy i te ramiona. Widać, że jest stworzony do dominacji, aż pragnę sięgnąć po ten zakazany owoc. Jednak godność nie mogłaby mi na to pozwolić. Nie, nie będę mścić się na Draconie za to co zrobił. Nie mam zamiaru. On i tak już cierpi..
- Miło mi cię poznać, Ernesto - odparłam dość zachrypniętym głosem, więc szybko odchrząknęłam, rumieniąc się. Uchwycił moją drobną dłoń i pocałował czule. Salazarze, czy ty to widzisz?
- Mi również, pani Astorio - wyszeptał i odsunął się, widząc groźne spojrzenie Dracona. Po krótkiej wymianie zdań, która głównie toczyła się między moim mężem, a przystojnym hiszpanem, wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Siedziałam na tylnym siedzeniu, mrużąc oczy z powodu ostrego słońca. Pech chciał, że zapomniałam okularów i kremu z filtrem. Dracon siedział z przodu i namiętnie dyskutował z Ernesto. Mówili po Hiszpańsku i niewiele zrozumiałam może pojedyncze słowa typu "esposa, sorpresa, corazón , amor, mañana, estrella, cielo". Byłam zbyt śpiąca, by jakkolwiek myśleć. Lot bardzo mnie wykończył, marzyłam jedynie o gorącej kąpieli i śnie. Chyba nie prosiłam o tak wiele. Kiedy tak zasypiałam, oddawałam się w ramiona Morfeusza, usłyszałam Dracona. Obudził mnie. Otworzyłam leniwie oczy i wyjrzałam przez okno. Widok hacjendy zaparł mi dech w piersiach. Była ogromna...
~*~*~*~*~*~*~*~
Kolejny rozdział gotowy. Akcja powoli się rozkręca i obiecuję, że Ernesto sporo namiesza w małżeństwi pani Greengras i pana Malfoy.
Wiem, że długo zwlekałam z dodaniem tego rozdziału, ale niestety nie miałam weny. Wybaczycie mi? ;(
sobota, 29 marca 2014
Rozdział 3
Nienawidzę pożegnań. Naprawdę ich nie cierpię. Sam płacz, rozpacz i nic więcej. Przeciskałam się przez tłum ludzi stojących na stacji, na peronie siódmym. Siadłam niezauważona na ławce i przycisnęłam do siebie swojego maluszka. Tak wiem, zrobiłam coś bardzo nieodpowiedniego. Nowo narodzone dziecko już przeżyje swoją pierwszą podróż. Wiem, że jestem egoistką, wiem, że zmarnowałam mu życie. Nigdy więcej nie zobaczy swojego taty, ani swoich dziadków, nie będzie jadł cudownych, wręcz wybornych posiłków, ani nie będzie wiódł beztroskiego życia. Łzy cisnęły mi się do oczy na samą tę myśl. Zniszczyłam wszystko. Oszukałam siebie. Zawiodłam Scorpiusa. Poddałam się. Bezsilność. Bezradność. Gniew. Samotność. Egoizm. Skrajne uczucia mieszały się w mej duszy. Nie mogłam patrzeć, jak inni na stacji tulą się do siebie. Nawet Ci bezdomni mają się z kim pożegnać, a ja? Czuję się gorzej, niż oni. Sama, bez nikogo. Kołyszę w ramionach mojego małego Scorpiusa, mojego synka, moją iskierkę nadziei. Zerknęłam na zegarek i uświadomiłam sobie, że jest już dziewiąta rano, więc Draco musiał być już w domu. Musiał rozpocząć poszukiwania.
Nareszcie! Przybył pociąg! Ludzie dosłownie wpychali się do niego, by zająć sobie jak najlepsze miejsca w przedziałach, a ja? Stałam na środku z torbą i zastanawiałam się co robić. Wykupiłam co prawda bilet do Brooklynu, ale czy to właśnie tam mam zacząć swoje życie? Z dala od moich najbliższych? Nie tak to sobie wyobrażałam. Po dłuższym namyśle zrezygnowana usiadłam na ławce, mocno obejmując swoje dziecko. I tak z sekundy na sekundę ludzi na peronie było coraz mniej i później usłyszałam jedynie gwizdek maszynisty i odgłos odjeżdżającego pociągu. Stchórzyłam.
- Astoria? - usłyszałam znajomy głos, swojego przyjaciela. Odwróciłam głowę w stronę mojego towarzysza i uśmiechnęłam się gorąco.
- Blaise... - szepnęłam jedynie, a jego wzrok powędrował na zawiniątko przy mojej piersi.
- Wasze dziecko? - spytał i pogłaskał go delikatnie po policzku. - Jest strasznie małe, takie kruche... - wyszeptał cicho i spojrzał na mnie.
- Ma niecałe trzy dni - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a on zdziwił się na te słowa.
- Astorio, naraziłaś ten mały skarb na śmierć - powiedział kręcąc głową.
- Wiem, ale co miałam robić. Dracona nie ma w domu od dwóch dni, chciałam uciec, daleko stąd, od niego do Brooklynu, do Daphne - jęknęłam cicho w akcie desperacji.
- Chyba wiem, jak ci pomóc - szepnął i wziął do ręki moją torbę. Po chwili podał mi dłoń, którą ochoczo przyjęłam. - Przytul się do mnie - spełniłam lekko zdziwiona jego prośbę. Jego ciało było takie gorące, przez chwilę poczułam się, jakbym była w ramionach Dracona. Poczułam niemiłe szarpnięcie w okolicach pępka i już po chwili stałam przed małym, drewnianym domem.
Rozejrzałam się dookoła lekko zadziwiona. Zrozumiałam, że jestem w sercu Londynu. Stałam właśnie przed domem Zabiniego. Mój maluszek lekko się poruszył w moich ramionach. Czułam się, jak małe, niedoświadczone dziecko. Nowe miejsce, nowy dom. Właśnie dom.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam zdezorientowana i spojrzałam na Blaise'a, dumnie prężącego pierś.
- Witamy w dzielnicy Southwark - uśmiechnął się i wyciągnął różdżkę.
- Blaise... Ktoś jeszcze może zauważyć! - rozglądnęłam się dokładnie po ulicy w obawie, że ktoś mógłby nas zobaczyć, ale nie zobaczyłam nikogo, prócz kilku kotków, spacerujących samotnie po chodnikach. Coś dziwnego przykuło moją uwagę. Każdy dom był niemalże taki sam.
.
- Mała... - pokręcił rozbawiony głową. - Draco nie mówił ci, że tutaj mieszkają sami czarodzieje? - zaśmiał się i otworzył mi drzwi do mieszkania. Spojrzałam na niego zakłopotana i niezdarnie założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Jakoś nie miał okazji mi o tym powiedzieć - mruknęłam i weszłam do domu. Był on mały i przytulny. W środku po lewej stronie była skromna kuchnia z bordowymi ścianami, a zaraz koło niej piętrzyły się kręcone schody wprost na poddasze. Zdecydowanie najcieplejszym i najmilszym pomieszczeniem w tym domu był salon. Zaraz nad kominkiem, widniał wielki telewizor plazmowy. Na przeciwko plazmy stała sofa, a koło niej dwa fotele w aksamitnym odcieniu. Szklany stół był umiejscowiony zaraz na środku, a niedaleko stał barek, w którym znajdowały się najrozmaitsze trunki. A ponoć Blaise zawsze był taki oszczędny, pomyślałam.
- Witaj, Astorio - usłyszałam głos mojego męża. Tylko gdzie on był? Rozejrzałam się dokładnie po salonie i zaniemówiłam. Draco siedział przy kominku i wpatrywał się w ogień.
- Blaise, ty świnio! - krzyknęłam w stronę przyjaciela.
- Uznałem, że musicie porozmawiać - powiedział i udał się schodami na górę. - Nie będę przeszkadzał - dodał i zniknął.
Spojrzała wściekła na mojego męża. On jedynie podszedł do mnie i chwycił Scorpiusa
na ręce.Uśmiechnął się ciepło.
- Moje jedyne dziecko - szepnął i pocałował malca w czoło.
- Jak to jedyne? - wyrzuciłam z siebie.
- Wiesz, o ile mi się wydaje ani Pansy,ani ja nie mamy ciemnej karnacji - odrzekł, a ja chwyciłam się za
serce
- Chcesz powiedzieć, że... - urwałam w pół zdania i spojrzałam na niego.
- Tak. Nie jestem ojcem dziecka Pansy.
Zaśmiałam się jak mała dziewczynka. Byłam szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. Alleluja! Merlinie chwała Ci na wieki!! Zaczęłam skakać jak głupia i tańczyć. Tak ja tańczyłam. Taniec szczęścia.
- Od początku wiedziałam, że to nie będzie twoje dziecko! Pansy miała wielu chłopaków. - powiedziałam rozbawiona. - Sądzisz, że to dziecko Blaise'a?
- Nie, to ty nic nie wiesz? Blaise zarywa do tej całej Ginny Weasley. Wiesz, Potterowi uderzyła sława do głowy i zdradził ją z Cho Chang - powiedział i podał mi maluszka. - Chyba chce do mamy - dodał i uśmiechnął się ciepło. Ja wzięłam Scorpiusa i przytuliłam go mocno do siebie.
- Ty i Potter macie ze sobą wiele wspólnego - powiedziałam jedynie i odeszłam od niego kawałek. On westchnął i czułam, jak przybliża się do mnie. Chwycił mnie w talii i mocno przyciągnął do siebie, wtulając twarz w moje włosy.
- Daj mi szanse - poprosił i pocałował mnie w policzek. - Odbuduje wszystko od podstaw, wyjdziemy na wakacje, gdy tylko Scorpius podrośnie, obiecuje Ci, że będziesz najszczęśliwszą kobietą na świecie, tylko daj mi szanse - błagał, mocno trzymając mnie w pasie.
- Chce jechać do Meksyku i mieszkać w domu z winnicą - szepnęłam cicho i spojrzałam na niego, odwracając się.
- Dobrze - powiedział i ucałował moje czoło. - Tak bardzo ci dziękuję za tę szansę. Nie zmarnuje jej, zobaczysz będziesz zadowolona. Kocham cię - mocno mnie do siebie przytulił, głaskając po włosach. - Chodźmy do domu, rodzice odchodzą od zmysłów - dodał cicho.
- Dobrze, chodźmy - spojrzałam na niego i wytarłam łzy z oczu. Przytuliłam się do niego mocniej i po chwili znaleźliśmy się w domu, gdzie zastaliśmy zdenerwowanych Narcyzę i Lucjusza. Siedzieli na sofie i pili herbatkę.
- Jak dobrze, że jesteś - pierwsza zerwała się Narcyza i podbiegła do mnie, mocno mnie przytulając. Czułam się tak bezpiecznie w jej ramionach. Teraz poczułam się zażenowana z powodu mojej "ucieczki".
- Witaj znów w rodzinie - odparł jedynie mój teść, posyłając mi jeden ze swoich uśmiechów.
- Mamo... tato - zaczął Draco i położył dłonie na moich ramionach. - Jedziemy na wakacje! - dodał, podekscytowany. Bałam się reakcji rodziców. Dlaczego? Sama nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Mogli mieć do nas pretensje o to, że jesteśmy nieodpowiedzialni, albo, że nie obchodzi nas los dziecka, a oni jedynie się uśmiechnęli i pokiwali głowami.
- Nawet mieliśmy wam to zaproponować. Musicie odpocząć i uporządkować sobie wszystko, a my zajmiemy się maluszkiem. Niestety po tobie Draco, nie mogłam mieć więcej dzieci i strasznie cierpiałam z tego powodu. Teraz mam okazję znowu być matką - odparła Narcyza i chwyciła mojego maluszka na ręce. Merlinie, dlaczego ona mimo upływu lat była taka piękna, taka szczęśliwa. Po wszystkim co się stało, ona potrafiła się jeszcze uśmiechać. Podziwiam ją.
- No to na co czekacie? Idźcie się pakować! - zaśmiał się mój teść i pogłaskał maluszka po policzku.
Ja i Draco wymieniliśmy jedynie ukradkowe spojrzenia i nim się obejrzałam mocno trzymał mnie za rękę, ciągnąc do sypialni. Oczywiście, zdążymy uwinąć się ze wszystkim do wieczora. Mam taką nadzieję.
~*~*~*~
Trochę zwlekałam z tym rozdziałem , ale niestety pani Wena raz przychodziła, raz odchodziła. Rozdział taki sobie bez rewelacji. Akcja rozkręci się dopiero gdy wyjadą do Meksyku. Tam wiele się zmieni. Za błędy i niedociągnięcia przepraszam. Miłej lektury, Cyzia. ;)
poniedziałek, 10 lutego 2014
Liebster Award!
1. W jaki sposób jesz ciastka "delicje", tradycyjnie, czy osobno galaretkę, czekoladę i biszkopta?
Zdecydowanie osobno. Pierwsze galaretkę, później czekoladę, a na końcu biszkopt. ;P
2. Gdybyś mógł być dowolną postacią z książki, kto to by był?
Narcyza Malfoy. ;3
3. Wolisz pisać na komputerze czy tradycyjnie w zeszycie długopisem?
Ach, uwielbiam pisać bardziej na komputerze.
4. Czy jest jakaś konkretna piosenka, która kojarzy Ci się z pisanym przez Ciebie opowiadaniem?
A Fine Frenzy - Almost Lover
5. Czy zaczynając pisać opowiadanie masz pojęcie jak będzie wyglądać epilog?
Oczywiście, że tak. Głównie swoje opowiadanie napisałam od końca w swoim zeszycie, ale potem uznałam, że nie ma sensu planować czegoś na przyszłość. Po prostu wyjdzie tak jak ma być.
6. Jakie czynniki wspomagają Twoją wenę twórczą?
Muzyka, filmy z moją ulubioną aktorką i książki.
7. Czy zmuszasz się do pisania na siłę?
Jeśli chodzi o szkolne wypracowania, to tak, a jeśli o rozdziały to raczej nie.
8. Piszesz dla siebie czy dla czytelników?
Zaczęłam pisać bloga, bo chciałam sprawdzić, jakie będzie miał powodzenie. Przede wszystkim piszę dla siebie, ale wiadomo, że każdy chciałby mieć kilku czytelników. ;) To bardziej motywuje. ;3
9. Czy w kreowane przez siebie postacie wkładasz coś z siebie? (zachowanie, nawyki, wygląd)
Tak, niektóre postaci posiadają moje cechy charakteru, inne wygląd, kolejne zachowanie. ;)
10. Jakiej długości starasz się pisać rozdziały?
To zależy od pomysłu i weny. Raz wychodzą mi dłuższe, a raz krótsze.
11. Którą z stworzonych przez siebie postaci lubisz najbardziej?
Narcyzę Malfoy i Astorie Greengrass.
środa, 8 stycznia 2014
Rozdział 2
- Coś nie tak? - spytałam lekko zarumieniona. Najwyraźniej coś go śmieszyło, ale co?
- Masz wąsy... - wyszeptał jedynie i wybuchnął śmiechem, po chwili dołączyłam do niego. - Wyglądasz tak uroczo - mruknął cicho, a ja czułam, że mój rumieniec się pogłębia.
- Niezdara ze mnie, zaraz je wytrę - jednakże, gdy tylko podniosłam rękę poczułam ucisk na nadgarstku. Strasznie lekki i niepewny.
- Poczekaj... ja to zrobię - zmysłowy głos Dracona zabrzmiał mi w uszach. Chwycił delikatnie mój kubek i położył go na szafce nocnej. Przybliżył się do mnie i ujął moją twarz w swoje dłonie. Uśmiech zniknął mi z twarzy, a na jego miejsce pojawił się strach. To nie był typowy lęk przed nim ,ale przed tym co zaraz nastąpi. Jego twarz była niezwykle blisko mojej. Czułam jego oddech przy swoim uchu. Położyłam dłoń na jego gorącej klatce piersiowej, by zaprzestał. Chciałam by się odsunął, ale on jedynie ujął moją dłoń i przyłożył sobie do serca. Poczułam jego szybkie bicie i zadrżałam z nikłego podniecenia. Przysunął się do mnie bliżej i lekko kciukiem otarł moją wargę. Jednakże na tym nie poprzestał. Teraz muskał opuszkami palców mój policzek i szeptał do ucha czułe słówka. Ja zamknęłam oczy i rozchyliłam lekko wargi, co on wykorzystał i pocałował mnie. Bardzo lekko, jakby bał się, że go odepchnę, ale ja zrobiłam coś, czym zadziwiłam samą siebie. Oddałam ten pocałunek. Jego jedna dłoń zjechała na moje biodro i wpełzła pod materiał mojej bluzki, a druga zacisnęła się lekko na karku, masując go. Ja jedynie napierałam rękami na jego klatkę piersiową, ponieważ byłam w pewnym sensie przez niego przyblokowana. Pocałunki delikatne i subtelne, zaczęły zamieniać się w pocałunki gwałtowne i namiętnie. Draco zszedł ustami na moją szyję i zassał się, a ja jęknęłam cicho. Czując narastające podniecenie, szybko uporałam się z jego koszulą. Pożądałam go! Teraz to liczyło się najbardziej! Widziałam ten głód w jego oczach, głód podniecenia. Po chwili moje ręce powędrowały do jego spodni. Z szybką pomocą Dracona ściągnęłam je. On chwycił mój podbródek i spojrzał w moje oczy. - Musimy uważać na dziecko - mruknął cicho.
- Nic mu się nie stanie - szepnęłam będąc w lekkim amoku. Mój ukochany obdarzał pocałunkami mój dekolt i znów spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się do niego i już mieliśmy złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Szybko weszliśmy pod kołdrę i oddaliliśmy się od siebie.
- Proszę - burknął zdenerwowany Draco. Ja szczelniej przykryłam się kołdrą i przełknęłam głośno ślinę, kiedy do pokoju weszła moja teściowa.
- Przepraszam, że przerywam, ale... - zaczerpnęła świeżego powietrza. - Przyszedł przed chwilą list od Parkinsonów. I Pansy urodziła, niecałe dwie godziny temu. - skończyła i spojrzała na mnie z troską. - Byłoby dobrze gdybyś ją odwiedził - dokończyła i wyszła z pokoju. Draco spojrzał na mnie błagalnie, bym wyraziła zgodę. Ja jedynie odwróciłam wzrok w drugą stronę i wstałam ubierając się w szlafrok. Musiałam to przemyśleć i przede wszystkim poprosić o pomoc swoją siostrę Daphne.
- Idź... - mruknęłam tylko cała rozżalona i zamknęłam za sobą drzwi. Udałam się do gabinetu mojego męża, by tam spokojnie zasiąść przy biurku i przelać wszystkie moje myśli na papier. Jednakże jak na złość nic, kompletnie nic nie potrafiłam napisać. Zrezygnowana wyłożyłam się wygodnie na fotelu i odliczając powoli zapadałam w głęboki sen.
~*~
Obudziły mnie wrzaski Narcyzy i Lucjusza. Przeciągnęłam się i wyszłam z gabinetu. Stanęłam na korytarzu i spojrzałam na moich teściów. Oboje byli źli i wściekli.
- Zarzucasz mi, że nie opiekowałam się nim należycie, tak? - zakpiła moja teściowa i zaczęła tupać nogą. Widać na jej twarzy pojawił się grymas złości.
- No, a nie? Od dziecka mu na wszystko pozwalałaś i proszę... Co z niego wyrosło?! - zaperzył się mój teść, jak zwykle pewny swego.
- Chciałabym ci tylko przypomnieć, że ty również mnie zdradziłeś - to jedno zdanie wystarczyło, by Lucjuszowi odpłynęła z twarzy krew. Podszedł wtedy do swojej żony i mocno ją do siebie utulił.
- Przeprasza cię... wybaczysz mi? - kiedy spojrzał na nią załamany zrozumiałam, że naprawdę żałuje tego co jej powiedział. Przylgnęłam do ściany, czując, że tracę grunt pod nogami. Nagle zaczęłam się osuwać, naprawdę się osuwałam. Silne skurcze wokół brzucha nie dawały mi spokoju. Teraz sobie wszystko uświadomiłam, wiedziałam jedno... Już czas. Wydałam z siebie jedynie krzyk i po chwili przed moimi oczyma widniała ciemność.
~*~
Płacz dziecka roznosił się po całym pokoju. Ktoś przecierał moje spocone czoło i policzki, jak i ręce. Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam nad sobą Narcyzę. Uśmiechała się do mnie ciepło, a mój teść trzymał na rękach dziecko. Moje dziecko, małe zawiniątko z blond włoskami. Moje ukochane. Kiedy podciągnęłam się na łokciach, rozglądnęłam się dokładnie po sypialni. Szukałam go, szukałam mojego męża, który powinien być przy mnie, nie przy niej, ale przy mnie. Powinien razem ze mną cieszyć się tą chwilą. Nie było go. Znów mnie zostawił.
-Byłaś dzielna - uśmiechnęła się do mnie Narcyza.
- Myślałaś już nad imieniem? - Lucjusz ostrożnie podał mi moje dziecko. - To chłopczyk - dodał i pocałował mnie w czoło.
- Wymyśliłyśmy je razem z mamą - wyszeptałam cicho i ucałowałam w czółko swój skarb.
- Lucjuszu... od dziś twój wnuczek będzie nazywał się Scorpius Hyperion Malfoy - powiedziała z uśmiechem. Pan Malfoy jedynie pokiwał głową.
- Kochanie, niewątpliwie zawsze miałaś dobry gust - mruknął i objął ją w pasie i schował twarz w jej włosach. To wyglądało tak pięknie, aż zachciało mi się płakać.
- Prześpij się, dobrze ci to zrobi - odparła Narcyza troskliwie i wzięła maluszka i położyła go obok mnie. - Tu mu będzie wygodniej - dodała cicho i wyszła wraz z Lucjuszem zamykając drzwi. No cóż, nie pozostało mi nic innego, jak odwrócić się na bok, by widzieć moją kruszynkę i zamknąć oczy. Słyszałam jego spokojny oddech, dzięki czemu się rozluźniłam. Mimo, iż był wcześniakiem, tak jak jego ojciec, wyglądał na bardzo zdrowego i uroczego chłopca.
- Nie idź w ślady swojego ojca - szepnęłam cicho i odpłynęłam w ramionach Morfeusza.
~*~
piątek, 15 listopada 2013
Rozdział 1
Od tamtego wydarzenia minęły trzy miesiące. Malfoy Manor pogrążyło się w totalnym chaosie. Nic nie było na swoim miejscu, po prostu cały dwór, jakby zamarł. Stał się typowym zimnym, wyrachowanym szlacheckim pałacem. Domownicy również smętnie snuli się po jego korytarzach, jak i nie rozmawiali za wiele. Wiadomość o tym, że Draco Malfoy, będzie miał dziecko z inną, najbardziej chyba wstrząsnęła Narcyzą Malfoy, jego matką. Nie była już tak pogodna jak kiedyś, tylko bardziej zamknięta w sobie. Po prostu robiła dobrą minę do złej gry, potajemnie wycierając swoje załzawione oczy chusteczką. Najlepszy z tego wszystkiego był wielki Lucjusz Malfoy, który jakby w ogóle tym się nie przejął. Zachowywał się tak, jak kiedyś. Nie zmienił się w stosunku do syna, bądź synowej, czy nawet swojej ukochanej żony. Może po prostu nie chciał przyjąć do wiadomości tak haniebnego czynu, którego dopuścił się jego własny syn?
Pewnego dość pochmurnego i deszczowego dnia, dostałam silnych skurczów w okolicy brzucha. Uzdrowiciel stwierdził, że ciąża jest zagrożona, dlatego też powinnam najbliższe tygodnie spędzić w łóżku. Bardzo mi się to nie spodobało, albowiem musiałam przenieść się ze swojego cudownego, wygodnego i przytulnego pokoiku z drugiego końca dworu, do naszej wspólnej sypialni. Musiałam dzielić z nim pokój, co mi się nie podobało, dosłownie mnie to obrzydzało. Na swoją obronę mogę powiedzieć tyle, że mam prawo do takich odczuć, bo w pewnym sensie Dracon już nie będzie nigdy mój "w całości". Strasznie dziwnie się czułam. Byłam spięta i zdenerwowana, a do tego świadomość, że codziennie będę zasypiać i budzić się u boku mężczyzny, poprawka... u boku niewiernego mężczyzny.
Jednak, nie było tak źle. Spało mi się przyjemnie, nawet obecność Dracona, bliska obecność mi nie przeszkadzała. Po prostu kładłam się wygodnie na łóżku, przykryta ciepłym kocem i grubą kołdrą, zamykałam oczy i już po chwili widziałam tylko ciemność. Zadziwiające, że nic mi się nie śniło... Czyli jednak, mój dzienniczek snów, szlag trafi?! Do diabła z nim, nie mam przecież dziesięciu lat i już nie uczęszczam na lekcje wróżbiarstwa.
Codziennie rano dostrzegałam koło siebie piękną, czerwoną różę, bez kolców, oczywiście. Tak, to była sprawka Dracona... Ale niech on sobie nie myśli, że tak łatwo mu wszystko daruję i wybaczę. Niech się pomęczy, ja nie ułatwię mu zadania i nie wypiję połowy piwa, które sobie sam naważył. Powiedzmy sobie krótko i szczerze... Przed nim długa droga do uzyskania mojego przebaczenia, choć w ogóle nie wiem, czy to kiedyś nastąpi. Zbyt duże odcisnęło to na mnie piętno i zbyt mocno to przeżyłam. Swoim nożem czynów, wniknął w najgłębsze zakątki mojego serca, zabijając kumulujące się tam spokój i szczęście.
Poród Parkinson zbliżał się wielkimi krokami, wiadomo, że Draco ma obowiązek bycia przy dziecku, ja go rozumiem... Teraz jedynie będzie cierpiał. Jest rozdzielony pomiędzy trzema światami, między Ministerstwem, mną i Pansy. Jest ciągle zagoniony przez to nie ma czasu spokojnie zjeść obiadu w domu, bądź zdarza się, że nie je też kolacji. Szczerze, nie obchodzi mnie co on robi poza domem. Niech sobie będzie z tą całą Parkinson, a mnie jedynie zależy na dobru dziecka, która noszę pod sercem. Na niczym więcej...
Kolejny dzień kiedy Dracon musi być od rana w pracy... Nienawidzę takich dni. Wtedy tracę poczucie bezpieczeństwa i czuję się osaczona przez ten wielki dom. Jedynym zbawieniem jest moja teściowa - Narcyza Malfoy. Jest to wspaniała kobieta, o złotym sercu, która też wiele przeszła. Jej mąż Lucjusz Malfoy również dopuścił się zdrady, tylko, że ona wtedy zrobiła mu karczemną awanturę i wyrzuciła wszystkie jego rzeczy przez okno. W zasadzie było to niedawno, jakieś dwa lata temu, kilka dni po ślubie moim i Dracona. Lucjusz, by ją odzyskać stał praktycznie dzień i noc pod jej balkonem i czekał, aż do niego zejdzie... Czekał tak w sumie cały miesiąc, aż w końcu Narcyza wpuściła go do środka. Od tej pory został w domu i z całych sił błagał ją o przebaczenie. Cierpiał rok i wtedy pierwszy raz od tego wydarzenia moja teściowa uchyliła mu drzwi do sypialni. Możecie się domyślić co działo się dalej...
Od dłuższego czasu zastanawiam się czy nie poprosić mojej teściowej o poradę. Mogę zaryzykować, przecież, sama mi kiedyś powiedziała "Wiedziałam, że z pośród wszystkich kandydatek, Draco wybierze ciebie, mi również się spodobałaś". Te słowa mentalnie mnie wzmocniły i dodały pewności siebie. Tak więc pewnego dnia, kiedy to znowu byłam pod jej opieką, odchrząknęłam nieznacznie i spojrzałam na nią.
- Mamo... - zaczęłam niepewnie. Podniosłam się lekko na łokciach i oparłam o poduszki, szczerze miałam dość leżenia w tym łóżku, aż dwa miesiące!
- Słucham? - zamknęła książkę i spojrzała na mnie. Położyła ręce na podłokietnikach bujanego fotela i zaplotła dłonie ze sobą. Zmieniła nogę i uśmiechnęła się ciepło. Jej uśmiech zawsze dodawał mi, jakby odwagi.
- Czy, jak dowiedziałaś się, że tata cię zdradził, to jak się później zachowywałaś? No wiesz, po tym fakcie, kiedy on był już w domu, blisko ciebie? - spytałam niepewnie i przełknęłam ślinę, a ona natomiast zaśmiała się sztucznie.
- Przeraża cię widmo bycia sam na sam z Draconem? - mruknęła, a ja szybko pokiwałam głową. - Było ciężko.. bardzo ciężko, ale musiałam przezwyciężyć w końcu swoją dumę, rozumiesz? Musiałam po prostu nauczyć się patrzeć sercem, a nie rozumem. To jest najtrudniejsza sztuka. Mi ta nauka zajęła rok, nie wiadomo ile zajmie ona tobie. - dokończyła spokojnym tonem.
- A... Jeśli to boli?
- Boli? Myślałaś, że przestanie boleć z dnia na dzień, kiedy to powiesz te dwa puste słowa "Wybaczam ci"? - spytała trochę kpiącym tonem. - Będzie bolało bardzo długo! To już później jego robota, ty nauczyłaś postrzegać się ludzi inaczej, a on musi nauczyć się szacunku i pokory. - skończyła dobitnie, jakby nadal bolało ją to, co zrobił tata.
- A kiedy będę mu mogła znowu zaufać? - zadając te pytania czułam się jak małe dziecko. Taka niedoświadczona, mała dziewczynka.
- Wiesz, jak trudno odzyskać jest czyjeś zaufanie? - pochyliła się do przodu i wyszeptała: - Ja do tej pory nie ufam w stu procentach Lucjuszowi. - wstała i podeszła do mnie. Delikatnie usiadła na atłasowej pościeli i chwyciła moje dłonie. - Nie wiem, jak będzie z tobą i Draconem, bo wszystko zależy od tego... - tu wskazała palcem na moje serce. - A nie od tego. - wskazała palcem na moje czoło i uśmiechnęła się ciepło. Mówiłam już, że kocham jej uśmiech?!
- Dziękuję... - wyszeptałam z łzami w oczach i przytuliłam ją, a ona odwzajemniła mocno uścisk. Tak bardzo potrzebowałam, potrzebowałam czyjejś bliskości. Po krótkiej chwili usłyszałyśmy brawa i odsunęłyśmy się od siebie. W drzwiach stał Lucjusz Malfoy z rękami skrzyżowanymi na piersi.
Wojna odmieniła go, ale chyba na lepsze, jego włosy nadal są takie lśniące, piękne i platynowe, mimo upływu lat. Teraz dopiero widać, jaki stał się przystojny. Dokładnie, aż czasami mi zdarza się osłabnąć na jego widok. Moja teściowa to prawdziwa szczęściara.
Powolnym, nonszalanckim krokiem podszedł do łóżka i położył swoje dłonie na ramionach Narcyzy. Mojej uwadze nie uszło, to, że lekko się skrzywiła na ten gest, jednakże zaraz położyła swoją dłoń na jego i wstała.
- Jak się ma moja najpiękniejsza, jedyna synowa pod słońcem? - uśmiechnął się i ujął moją rękę i złożył na niej czuły pocałunek. Na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec.
- Bywało lepiej - moja ręka bezwiednie opadła na mój brzuch. Powoli wszystko stawało się takie ciężkie. Oczywiście wszyscy wiedzieliśmy o tym, że jestem słaba i wykończona i, że szanse na urodzenie dziecka mam minimalne, ale ja się nie poddam. Nawet jeśli miałabym potem umrzeć, muszę wydać na świat dziedzica fortuny Malfoy'ów.
- Lucjuszu, zostawmy Astorię samą - syknęła Narcyza i z dużym naciskiem na słowo "zostawmy". - Na pewno jest zmęczona i chce odpocząć. - dokończyła.
- Oczywiście... Tak, tak - odrzekł nagle pan Malfoy i puścił mi oczko. - Miłych snów. - ukłonił się i wraz z Narcyzą udali się do wyjścia. Moja teściowa pomachała mi ręką i drzwi sypialni zamknęły się. Miałam chwilę dla siebie, dlatego też przymknęłam oczy, chcąc się zrelaksować, jednakże mój mały chłopczyk w środku, dawał się we znaki. Dane mi było to tylko przeczekać.
~*~
Obudził mnie cichy odgłos, skrzypiących drzwi. Spojrzałam sennie w tamtą stronę i po chwili oślepił mnie blask światła. To był mój mąż.
- Jak było w pracy? - spytałam i zamrugałam parę razy oczyma. Spojrzałam na niego, a on mimo zmęczenia uśmiechnął się do mnie i przewiesił garnitur i krawat, przez otwarte drzwi szafy.
- Jak zwykle masa zgłoszeń. Czy ty wiesz, że pięcioletnia dziewczynka zabiła avadą, swoje dwa króliczki? - zaczął rozpinać guziki swojej koszuli, by po chwili rzucić ją na krzesło. Zauważyłam na jego torsie zadrapania. Nie miał ich dziś rano.
- Co się stało? - spojrzałam na niego uważnie. - Powiesz mi?
- Pansy... - wyszeptał cicho i podszedł do mnie. Usiadł przy mnie i chwycił moją dłoń i czule pocałował. - Rzuciła się na mnie z pretensjami. Cała moja koszula jest poszarpana... To nie tak, jak myślisz kotku. - odsunęłam od niego swoją rękę i westchnęła cicho.
- Może przeprowadź się do Pansy? - zaproponowałam poważnym tonem, nie wiedziałam jednak, że po tych słowach Draco wpadnie w szał. Wściekł się, jednym ruchem odepchnął bujany fotel wprost na ścianę i przewrócił komodę. Patrzyłam na niego w milczeniu, zastanawiając się, z kim ja żyje pod jednym dachem.
- Ile mam jeszcze cierpieć? - warknął wściekły. Ja już nie chciałam się denerwować, czułam skurcze wokół brzucha. Ta sytuacja działała na moją niekorzyść. - Zdradziłem cię, ale chyba już dużo odpokutowałem, prawda? - podszedł do mnie z wyciągniętą ręką, jakby chciał mnie uderzyć, ale w połowie drogi się powstrzymał. Widocznie ujrzał w moich oczach strach i smutek.
- Przepraszam, że stanęłam ci na drodze do prawdziwej miłości - wyszeptałam i wytarłam łzę, która pojawiła się na moim policzku.
Zapanowała cisza. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem, przez ten czas Draconowi twarzy odpłynęła cała krew.
- Nie, proszę, nie... - wyjąkał po chwili i padł przede mną na kolana, głaszcząc mnie po brzuchu. - Wybacz mi, wybacz! - wtulił twarz w moją dłoń. - Ja to naprawię, tylko się nie denerwuj. To moja wina przepraszam. - spojrzał w moje oczy i pocałował mnie niepewnie w policzek. Wzdrygnęłam się i skrzywiłam nieznacznie.
- Chodź spać, jestem zmęczona - odwróciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy. On szybko położył się koło mnie i oznajmił, że będzie przy mnie dopóki nie zasnę. Zaczął głaskać moje włosy i całować moje czoło.
- Przepraszam kochanie, przepraszam - szeptał mi do ucha. Ja jedynie mruknęłam cicho i już po chwili widziałam przed oczami ciemność.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Wróciłam na tego bloga z pierwszym rozdziałem. Wstyd się przyznać, że zaniedbałam Was, aż dwa miesiące. ;__; Proszę, możecie strzelać we mnie avady, zasługuje na nie. ;c Rozdział nie wyszedł tak, jak oczekiwałam. Taki dziwny trochę, mało ciekawy. Ogólnie Draco wyszedł mi taki niekanoniczny trochę... Może Wam akurat taki młody Malfoy spodoba? Cóż tu dużo mówić... Nie wiem czy są jakieś błędy, ale jeśli będą to możecie wypisać mi je w komentarzach. ;3
Do następnego rozdziału, Cyzia. ♫
poniedziałek, 2 września 2013
Prolog
Droga Astorio!
Mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość. Ja też jestem w ciąży, tylko, że w szóstym miesiącu, tak Twój mąż nie próżnował. Pocieszał się u mnie, bo widać nie byłaś wystarczająco dobra, same dobrze wiemy w jakich sprawach. Na pewno będziesz chciała z nim o tym porozmawiać. Mam nadzieję, że wreszcie się rozwiedziecie. Całuski. Pansy Parkinson.
-Nie odchodź.- wyszeptał załamanym tonem i jedną ręką chwycił moją dłoń, a drugą podbródek.- Nie pozwolę ci stąd wyjść. Potrzebuje cię.- te słowa przelały szalę goryczy. Nie mogłam dłużej tłumić w sobie emocji, nic nie odpowiedziałam, a jedynie rozpłakałam się niczym małe dziecko. Draco objął mnie delikatnie, jakby obejmował porcelanową lalkę.- Przepraszam, wybacz mi, to było dawno, ona nic dla mnie nie znaczy, liczysz się tylko TY.- to były słowa, które szeptał mi przez następne godziny tuląc mnie w swoich ramionach. Jednakże oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że już nic nie będzie takie jak przedtem.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
No więc tak, po pierwsze Witam Was wszystkich na tym blogu. Nie mogę uwierzyć w to, że już mam czterech obserwatorów, mimo, iż jeszcze nie dodałam żadnego postu. Dziękuję Wam. :3 Oczywiście nie myślcie, że teraz zajmę się tylko tym blogiem a blog o Narcyzie i Lucjusz pójdzie w odstawkę. Nie wcale nie! Po prostu już od dłuższego czasu chciałam napisać historię Dracona i Astorii i uznałam, że teraz nadszedł ten czas. :)) To tak jak obiecałam, dedyk dla tej niezrównoważonej psychicznie, głupiej krowy. <3